2015/10/31

Hiszpania, co/jak/gdzie/kiedy, czyli krótki wstęp.

Post ten miałam napisać już jakiś czas temu, jednak co chwilę odkładałam to na dalszy plan, ponieważ wiedziałam, że będę potrzebowała więcej czasu na to. Zdecydowałam też, że podzielę mój wyjazd do Hiszpanii na dwa/trzy posty, gdyż jeden byłby o wiele za długi.

Mniej więcej rok temu dowiedziałam się o organizowanej w szkole wymianie uczniowskiej z Hiszpanią. Ucząc się tego języka stwierdziłam, że byłaby to doskonała okazja do podszkolenia go rozmawiając z rodowymi Hiszpanami. Zaczęło się od rozmowy z rodzicami, którzy bardzo szybko wyrazili swoją zgodę i podzielili moje zdanie, że byłaby to niesamowita przygoda. Kolejnym etapem było załatwianie wszystkiego w szkole, wypełnianie miliona papierków dotyczących danych, ewentualnych chorobach lub preferencji kogo wolałabym gościć w domu. Następnie kilka miesięcy czekania i tak o to w marcu tego roku pojawili się u nas osoby hiszpańskiej szkoły w Ibi (Alicante). Wielkim zdziwieniem, trochę negatywnym, była dla nich pogoda w Polsce. Trafili na mroźne, deszczowe dni, które w porównaniu z hiszpańskimi temperaturami znacznie się różniły nawet w marcu. Jednakże nie pogoda była najważniejsza, a ludzie i spędzony wspólnie czas. Goście byli u nas 5 dni, zdążyli zwiedzić Wrocław, Kraków oraz Zabrze, w którym mieszkali na co dzień. Miałam przyjemność gościć Ivana, chłopaka o rok młodszego, który mam nadzieję, że się świetnie bawił ze mną i moimi znajomymi. Początkowo była bariera językowa, ale po kilku dniach nie było problemu z dogadaniem się po angielsku. Wizyta zagranicznych gości minęła bardzo szybko, zżyliśmy się ze sobą i aż żal było wracać do codzienności jaką była szkoła. Na szczęście w głowach mieliśmy wizję majowego wyjazdu do Hiszpanii, który okazał się jednym z lepszych w moim życiu.

Wraz z końcem kwietnia zaczęły się obawy jak to będzie, czy się dogadam (leciałam do dziewczyny, a nie do Ivana, którego gościłam, więc nie znałam rodziny), jak przeżyję lot, którego chyba najbardziej się bałam. Z perspektywy czasu się z tego śmieję, ale cóż miała to być wtedy pierwsza podróż samolotem, którą przeżyłam i to z miłymi wspomnieniami. Na początku maja odbyła się długo wyczekiwana wycieczka. Lot minął szybko, chyba dzięki młodemu mężczyźnie, który zagadywał mnie przez całą podróż i nie nudziłam się. Dodatkowo miły chłopak zamienił się ze mną miejscem i miałam możliwość siedzieć przy oknie.

Wszelkie obawy odeszły na drugi plan wraz z pierwszymi chwilami w Hiszpanii. Przylecieliśmy pod wieczór, słońce zdążyło zachodzić, ale temperatura była odpowiednia. Pierwsze chwile z nieznaną mi rodziną, a raczej siedemnastoletnią Cristiną i jej tatą, którego nie miałam okazji zbyt dobrze poznać w ciągu 7 dni. Ibi, miasteczko, do którego polecieliśmy jest małe, spokojne i każdy Cię zna, też chyba zdążyłam wszystkich poznać, niestety nie mam pamięci do imion i poznanie w ciągu 5 minut 20 imion daje taki efekt, że przez kolejne godziny zastanawiam się kto jak ma na imię. Co do bariery językowej, w Hiszpanii był już większy problem z dogadaniem się po angielsku, większość moich rówieśników tam nie zna chociażby podstaw, więc byłam skazana na mój okaleczony hiszpański. Co mnie zaskoczyło, większość była w szoku, że pomimo tak krótkiej nauki tego języka (dwa lata) w szkolę, mówię całkiem dobrze, z czym się nie zgadzam, chociaż w porównaniu z ich angielskim…

Mogłabym opisać tak cały wyjazd, ale chyba nie ma sensu żebym opisywała kolejno dzień po dniu, opowiem tylko o dwóch większych miastach. Turystyczną, dość znaną miejscowość Alicante oraz Valencię, w której się zakochałam, ale to w następnym poście, gdyż ten i tak wyszedł mi dłuższy niż pozostałe.  A na sam koniec parę zdjęć. :)
zza okna samolotu
powitalny plakat
cała grupa z wymiany

 
 

2 comments: